Bytomska publiczność lubi spektakle

10/07/2009

Bytomska publiczność lubi spektakle Yossi Berga i Odeda Grafa. Może dlatego, że w prezentowanych choreografiach nieodłącznym elementem jest komizm? Komizm za każdym razem bardzo zróżnicowany.

W choreografii 4 Men, Alice, Bach and the Deer widzimy czterech mężczyzn. Momentami przypominają dżentelmenów na weselnej biesiadzie: podpitych, dobrze się bawiących, co raz wkładających nieco upiorne maski. Jest także jeleń, z tym tylko, że zwierzę jest martwe w swoim bezruchu. I, aby humor angielski, z jakiego czerpią tancerze, był bardziej jaskrawy, na końcu choreografii jest ono zabite. Stąd później krew na koszulce jednego z tancerzy. Bacha nie widzimy, Bacha słyszymy. Ale oprócz niego także i inne rodzaje muzyki – w zależności od potrzeb sytuacji scenicznych. A na Alice czekamy, niczym na Beckett’owskiego Godota.

Twórcy puszczają oko do widzów. Zaskakują go, bawią. Robią to ze smakiem i nie sposób zarzucić im śmieszności. Nawet wtedy, gdy w centralnej części choreografii niespodziewanie opowiadana jest bajka o szczęśliwym, wspólnym życiu czterech mężczyzn, którzy pytają: Gdzie jest Alice? Odpowiedzi nakładają się na siebie, tak jak zderzające się, sapiące ciała. Skandowanie zamienia się w bełkot. Tworzy się Gombrowiczowska kupa, w której słowa poplątały się, pozmieniały swoje znaczenia.

Choreografia składa się z przeciwstawnych motywów. Subtelny, ostrożnie zaznaczony homoerotyzm na jej początku koresponduje z przejmującym brutalizmem sceny ostatniej. W innym momencie intensywność ruchów jest przeplatana to ze spowolnieniem, to z całkowitym zatrzymaniem ciała. Ciała zderzają się tak, by się nie zderzyć, dotykają się, by się nie dotknąć. Jest to nie całkiem męska, niejako zniewieściała rola gestów i ruchów w budowaniu sytuacji komicznych. Ciała tancerzy splatają się, zaraz rozłączają, tworzą różne konfiguracje, wiją się. Ruchy delikatne i ostrożne. Zaraz gwałtowne. Znowu bezruch, po którym wszystko wraca do pożądanego tempa. W ten sposób urozmaicana jest płynność akcji, co neguje monotonię odbioru. Przyczynia się do tego także zróżnicowane oświetlenie. W połączeniu z energiczną muzyką tworzy przestrzeń bardzo wymyślną, która maskuje pewne działania, inne ukazuje tylko przez ułamek sekundy. Tancerze nieustannie grają z widzem, czarują go, nawet prowokują. Paradoksalnie poprzez powtarzalność wykonywanego ruchu chcą go znużyć, a czas oczekiwania na dalszy bieg wydarzeń doprowadzić do skrajności. Widz nie poddaje się tej zaplanowanej monotonii. Wzmaga się jego czujność, a zainteresowanie akcją intensyfikuje się.

Choreografia cieszy oczy, które jednak chciałyby widzieć 4 Men, Alice, Bach and the Deer nieco dłuższym. Być może była to kolejna prowokacja sceniczna. Z tym tylko, że już niecałkowicie zaplanowana przez twórców. I z pewnością na przekór wszystkim przewrotna

Full review

– Telewizory czarno-białe